017. Uważaj, czego pragniesz... Kelly Creagh - Nevermore. Cienie



Tytuł: Nevermore. Cienie
Autor: Kelly Creagh
Data premiery: 17 października 2012r.
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 392

  
       Rok temu Nevermore. Kruk pokochałam z kilku powodów. Po pierwsze: za bohaterów (w szczególności moje serce zdobyli Varen, Gwen i Pinfeathers), po drugie: za akcję, po trzecie: za rzadko spotykany w książkach kontrast i wreszcie po czwarte: za świetny pomysł na powieść z nutą gotyku w tle. Oczywiście nie muszę mówić ile łez wylałam na zakończeniu pierwszej części cyklu pani Creagh. Gdy więc na portalu Paranormalbooks.pl ujrzałam zapowiedź kontynuacji, moje serce z radości zaczęło szybciej bić. Kilka dni po premierze kupiłam Nevermore. Cienie, przeczytałam książki z kolejki i nareszcie dorwałam drugą część. Co prawda opis niespecjalnie mnie ucieszył: Varen zniknął, Isobel go szuka, a w dodatku okazuje się, że chłopak, który sprawił, iż odkryłam swój ideał faceta, już nie będzie tym samym człowiekiem.



Och, przestań. To żadna zabawa, jeśli ktoś wie, czemu się go patroszy, kiedy się go patroszy.

(str. 332)



      Przyznam szczerze: bardzo obawiałam się tej części. Bałam się, że nie dorówna pierwszej i sprawi, iż czytelnik poczuje ogromny niedosyt a także zawiedzenie. Nim zaczęłam ją czytać, sprawdziłam opinie na kilku portalach oraz blogach – Nevermore. Cienie było oceniane dosyć wysoko, wobec tego nie powinnam się martwić. Mimo to ziarenko strachu już kiełkowało gdzieś w zakamarkach mojego umysłu i z każdą przeczytaną stroną wzrastało. Próbowałam powtarzać sobie, że przecież to ten sam świat, który pochłonął mnie w październiku zeszłego roku i że w żadnym wypadku nie zmienił się ani trochę. Czy moje obawy były słuszne?

      Na samym początku denerwowało mnie zachowanie Isobel – nie poznawałam jej. Miałam dość jej milczenia, zdawkowych odpowiedzi i zamknięcia w sobie, ale dopiero później zdałam sobie sprawę z tego, że po takich przeżyciach, oddzielona od osoby, którą kocha, zachowywałabym się tak samo. W ¼ książki złość na postawę głównej bohaterki przeszła – po prostu zrozumiałam jej ból i stratę, weszłam do jej świata i dzieliłam z nią tą samą bańkę mydlaną z mnóstwem sprzecznych uczuć.
      Autorka wycisnęła ze mnie łzy już na pierwszych stronach. Oprócz momentów wzruszenia są również fragmenty, w których niełatwo jest powstrzymać śmiech, co w większej mierze zawdzięcza się Gwen i jej charakterowi. Uwielbiam tą postać! Kelly Creagh zrobiła z niej lepszą wersję schematycznej przyjaciółki (takiej jak w Dotyk. Śmiertelny sekret lub Demony. Pokusa). Broń Boże nie myślcie, że Gwen została wyciągnięta z którejś wcześniej wymienionej książki! Jej oryginalny styl i sposób patrzenia na świat sprawiają, iż kumpela Isobel przypomina jedną wielką burzę pomysłów z getrach, spódnicy i okularach.

Zaśnij choć na chwileczkę,
By zbudzić się ze mną w snach
I nasze „zawsze” rozsypać
W wiecznego „nigdy” piach.
(str. 355)

      Przez całą książkę przed oczami mamy tylko jednego bohatera, konkretnie – Isobel. Wokół jej osoby (oraz Varena, którego prawie w ogóle nie było, nie licząc snów) kręci się cała historia. Oczywiście często pojawia się Gwen, jeszcze częściej rodzice Izzy, mamy również krótką scenę z udziałem Nikki i Brada… Ale to i tak za mało. Z jednej strony to godna pochwały rzecz, bo Kelly w swój znany z pierwszej części magiczny sposób pokazała nam, jak świetnie potrafi posługiwać się jednym bohaterem (co wcale nie jest łatwe), lecz z drugiej jest to minus powieści, gdyż całość cierpi na brak różnokolorowych postaci.
      Smutno mi było również dlatego, iż pani Creagh celowo odsunęła od wszystkich zdarzeń Varena. Nie myślcie, że czuję się tak, ponieważ po raz kolejny zauroczyłam się książkową postacią – to jest drugi mniej istotny  argument. Chodzi o to, że Varen to naprawdę fantastyczny bohater, wyraźnie widać jego charakter i kłębiący się za nim jak mgła mrok pełen wspomnień oraz emocji, a w pewnych momentach myślałam, że jest stworzony z krwi i kości oraz że stoi obok mnie. Panno Creagh – gniewam się na panią. Nie przestanę aż do ukazania się w polskich księgarniach trzeciej części.
      Podobało mi się to, że pani Kelly potrafi swym niesamowitym stylem wciągnąć czytelnika do stworzonego przez siebie świata i zrobić coś z niczego. W momentach pełnych grozy z każdej literki buchają emocje, a opisy autorki są po prostu mistrzowskie (dla wtajemniczonych – telewizor i spotkanie z Pinfeathersem, walka Noków w krainie snów, gramofon w Zakątku Nobita oraz trumna, podobało Wam się?). Niestety ogromną wadą Nevermore. Cienie jest to, że cała historia kręci się wokół jednej rzeczy i nie ma żadnych dodatkowych wątków. Nie jest to tak rażące w oczy, chociaż powiązanie jednej rzeczy z czymś innym dodałoby powieści nieco więcej kolorów, z kolei ciekawość czytelników sięgałaby zenitu.

Będę przesiewać chwile,
Nim odpłyniemy w dal,
Nim osiąść nam przyjdzie na dnie
Wśród rozszalałych fal
(str. 355)

      Chciałam czytać tę książkę długo; chciałam delektować się stylem pani Creagh, rozpływać się nad bohaterami, cieszyć się w radosnych chwilach, płakać w tych smutnych, przeżywać to wszystko, co dusiła w sobie Isobel, ale… nie potrafiłam. Książka tak wciąga, że dziennie połykałam po 70-80 stron chociaż na drugi dzień miałam mieć sprawdzian i kartkówkę. To nic, że pani tłumaczyła nowe pojęcia na angielskim – książka leżała na kolanach, a ja tylko udawałam, że skupiam się na lekcji.   
      Po skończeniu Nevermore. Cienie czułam… (właśnie, co czułam?)… Chyba nic. Nie, a jednak coś – pustkę i zawiedzenie. Koniec naprawdę mnie zaskoczył (w pozytywnym słowa znaczeniu) i nie sądziłam, że druga część cyklu pani Creagh o Varenie i Isobel potoczy się w taki sposób. Jednak nie do końca jestem zadowolona. O ile po zakończeniu pierwszej części płakałam jak małe dziecko nad zepsutą zabawką, tak po drugiej nie byłam w stanie zdobyć się nawet na krótkie „Ojej, ale jazda!” czy też „Nieeee! Tylko nie to!”. Po prostu bach!, czary-mary – koniec.
      Gdy już przeczytałam epilog i jeszcze raz wysłuchałam piosenki, dzięki której wspominam najlepszy fragmenty obu części, przez chwilę zastanawiałam się nad nimi i podsumowałam dotychczas poznaną historię. Co mogę powiedzieć?

I ramię w ramię, póki sił stanie,
Walczyć będziemy z tonią,
Tak ręka w rękę, przez udrękę,
Aż fale nas dogonią.
(str. 356)

      Nie jest to dla mnie łatwa recenzja. Ocenić negatywnie drugą część dzieła (a przynajmniej pewne rzeczy), które nie tak dawno oczarowało rządną przygód i nowych bohaterów czytelniczkę stanowi trudne do wykonania i zaakceptowania zadanie. Nevermore. Cienie posiada pewne wady jak i wiele zalet, dzięki którym książka jest minimalnie gorsza od swojej poprzedniczki. Mam jedynie nadzieję, że kolejna część przebije sukces pierwszej. O ile Nevermore. Kruk w pełni zasłużyło sobie z mojej strony na ocenę 10/10, tak kontynuacja z bólem serca otrzymuje zaledwie 7/10. Chociaż nie do końca jestem zadowolona z tej książki, sądzę, że jest ona na tyle dobra, by, tak jak jej poprzedniczka, trafić na półkę The Best of All.  
Zarówno Nevermore. Kruk jak i Nevermore. Cienie to piękne powieści z nutą grozy, pięknym wątkiem miłosnym, wzruszającymi momentami oraz ważnym przesłaniem – nie poddawaj się bez walki. W jednej wkraczamy do innego świata znanego jako kraina snów, w drugiej mamy okazję ujrzeć z bliska jego pułapki oraz ofiary bezgranicznego zaufania rzeczom, które tak naprawdę nie istnieją, a stanowią jedynie nasz wymysł.
Tym, którzy jeszcze nie czytali pierwszej części, gorąco ją polecam! Chociaż druga w wielu rzeczach jej nie dorównuje, to i tak warto sięgnąć po obie i zatracić się w cudownej historii.
Swoją drogą, uwielbiam Pinfeathersa! 

- Mogę ci coś powiedzieć? – Przekrzywił głowę, nachylając się jeszcze niżej, tak nisko, że Isobel czuła jego oddech na policzku. – Wiesz, co moja babcia mawiała o pocałunkach w czoło? – Przycisnął wargi do jej skóry tuż nad brwiami, przeciągając ten jedwabiście miękki dotyk przez długą chwilę. Isobel ani drgnęła, niezdolna go odepchnąć. – Mawiała, że to pocałunki zarezerwowane dla zmarłych.
(str. 180)




7/10

A oto piosenka, dzięki której przypominam sobie wszystkie najlepsze momenty z dziełami pani Creagh:

 

11 komentarzy do “017. Uważaj, czego pragniesz... Kelly Creagh - Nevermore. Cienie”

  1. Chciałam napisać coś bardzo mądrego, co świadczyłoby o mojej inteligencji i abym dorównała Ci Twoim genialnym stylem pisania, ale nie umiem:( wybacz. Nie wiem co mam napisać, napiszę tylko, że pierwsza część według mnie była fatalna, a skoro mówisz, że druga jest troszeczkę gorsza od poprzedniczki, to... No cóż, nie przeczytam drugiej części :) Pozdrawiam i możesz już się na mnie wściekać;*!

    OdpowiedzUsuń
  2. pierwszy tom jeszcze przede mną, ale myślę że niedługo to się zmieni :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo kilku minusów ja i tak nie mogę się doczekać kiedy po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja już bardzo chcę kolejną część! Uwielbiam tę serię... Ma taki klimat, że hej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę o tej serii już od jakiegoś czasu, może się nareszcie skuszę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto :) Naprawdę ^^ "Nevermore. Kruk" jak i "Nevermore. Cienie" to jedne z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek czytałam ;)

      Usuń
  6. Już nie mogę się doczekać kiedy powieść wpadnie w moje ręce. Pierwszy tom wprost uwielbiam, więc z tym większą niecierpliwością czekam na możliwość zapoznani się z tym :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Może wreszcie uda mi się sięgnąć;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam wielką ochotę na tę serię! Muszę ją w końcu upolować ;)
    Świetna recenzja.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. No więc znowu przepraszam za opóźnienie. Na tą serię mam oko już od jakiegoś czasu, tylko właśnie wolnej chwili brak. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że oceniasz ją dość wysoko. Poza tym fragmenty książki, nawet krótkie, mówią same za siebie. A piosenka Cranberries jest jedną z moich ulubionych;) Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  10. Tytuł coś mi mówi... Gdzieś chyba słyszałam o tej klsiążce.:D

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!