112. "Wegetarianka" Han Kang

Tytuł: Wegetarianka
Tytuł oryginału: 채식주의
Autor: Han Kang
Seria/cykl: --
Data premiery: 27 stycznia 2014
Wydawnictwo: Kwiaty Orientu
Liczba stron: 168

Niestety nie przybliżę Wam opisu książki, bo nawet nie wiem jak to zrobić. Sama notka na tyłach egzemplarza nie wyjaśnia, o czym będzie opowiadać Han Kang. Można tylko spotkać takie zdania jak „polifoniczna opowieść, która zaintryguje nie tylko zwolenników ekofeminizmu, lecz także osoby lubiące zgłębiać topografię ludzkiej psyche”, „z chirurgiczną precyzją przetwarza żywą tkankę egzystencji”, „Jest to refleksja nad metodami sublimacji prymitywnych instynktów, możliwością transcendencji i zasadnością samodestrukcji”, a to wszystko można śmiało pominąć i zastąpić ostatnim zdaniem opisu, czyli „Refleksja nad sferą ludzkiej wolności” (chyba brzmi prościej). Kiedy już przebrnęłam przez terminy przywodzące mi na myśl pracę magisterską poruszającą bardzo trudny temat (na przykład „metody sublimacji prymitywnych instynktów”, wybierzcie, co chcecie), pozwoliłam, aby ta wielka zagadka wciągnęła mnie do swojego świata.
Byłam niemal pewna, że będzie to kolejny podręcznik dla przyszłych psychologów. Jakże się myliłam. Wegetarianka tak naprawdę jest zaledwie 164-stronicową historią Yŏng-hye, żony, siostry i córki, która ni stąd, ni zowąd pragnie być wolna (a jednak udało mi się wykrzesać coś z tego opisu). Problem w tym, że jej definicja wolności niezbyt odpowiada mężowi i rodzinie.
Han Kang wszystko przemyślała. Niestety nie oznacza to, że jej powieść od razu wciągnie czytelnika i zmusi go do refleksji. Początek był dla mnie naprawdę dziwny, a zwłaszcza nietypowa postawa głównej bohaterki. W ogóle nie rozumiałam jej zachowania, było dla mnie wręcz śmieszne i na miejscu jej męża zareagowałabym z pewnością tak samo. Sama kreacja bohaterów była ciekawa. Każdego z nich łączył spokój, lecz pod tą przykrywką harmonii kryły się najróżniejsze emocje. Najbardziej zaciekawiła mnie postać siostry bohaterki, In-hye. Tak naprawdę to jej cały czas współczułam, ponieważ sytuacja kobiety nie była ciekawa.
Całość podzielona jest na trzy części. Każda z nich prowadzona jest w innej narracji – w pierwszej części jako narrator pierwszoosobowy w czasie przeszłym opowiada mąż Yŏng-hye, w drugiej ster przejmuje szwagier bohaterki, przybliżając historię kobiety i jego samego za pomocą trzecioosobowej narracji i również czasu przeszłego, zaś w trzeciej części możemy poznać świat oczami In-hye, siostry, która posługuje się trzecioosobową narracją i czasem teraźniejszym. Brzmi z pewnością dziwnie, jak pomieszanie z poplątaniem, ale w rzeczywistości jest ciekawym zabiegiem, dodającym książce kolorów. Ta różnorodność narracji i czasów bardzo mi się spodobała. Sprawiała, że każda część prezentowała się zupełnie inaczej, jakby była inną historią, ale wciąż opowiadającą o tym samym – o Yŏng-hye i jej wolności.
Han Kang w każdej z trzech części pisze inaczej. Pierwsza część, oddana mężowi bohaterki, faktycznie ma w sobie męski charakter i proste myślenie, zaś w przypadku drugiej czułam się jakbym czytała w myślach prawdziwego artysty. Trzecią mogę określić jednym słowem: zrezygnowanie. Uważam, że Han Kang spisała się rewelacyjnie w każdej części, pokazując zupełnie inne charaktery i udowadniając, że jeden autor potrafi pisać na kilka sposobów.
Dopiero druga i trzecia część mnie wciągnęły. Historia z mongolską plamką i punktem kulminacyjnym w metamorfozie Yŏng-hye były zaskakujące, zwłaszcza ta ostatnia. Na samym końcu można było zaobserwować ogromną zmianę w charakterze głównej bohaterki. Nagle z dorosłej, cichej kobiety stała się wolnym dzieckiem. Na ostatnich stronach zaczęłam jej współczuć. To jest trochę dziwne: współczułam osobie, która niszczyła całą swoją rodzinę, przyczyniła się do nieodwołalnych decyzji męża, niezbyt pozytywnego incydentu w drugiej części i tragedii siostry. Ale nie z tego powodu chciałam ulitować się nad Yŏng-hye. Współczułam jej, bo nie mogła być sobą. Już na samym końcu, kilka stron przed zakończeniem, zdałam sobie sprawę z tego, jak ważna jest wolność. Yŏng-hye była naciskana przez bliskich, którzy wymagali od niej innego zachowania i chociaż na początku w ogóle go nie rozumiałam (i nie akceptowałam do końca książki), to pod koniec wszystko stało się jasne.

Wegetarianka jest powieścią dziwną i trudną, ale niosącą bardzo ważne przesłanie. Było to moje pierwsze spotkanie z literaturą koreańską, a po przeczytaniu Wegetarianki mam nadzieję, że nie ostatnie. Han Kang świetnie pokazała realia tamtego świata, trudną drogę ku wolności i wszystkie przeciwieństwa, które mogą niejednokrotnie podciąć człowiekowi skrzydła. Jak dla mnie jest to pozycja warta uwagi.


8/10


Za możliwość przeczytania Wegetarianki serdecznie dziękuję Portalowi Sztukater.pl


3 komentarzy do “112. "Wegetarianka" Han Kang”

  1. Nie wiem, na razie nie mam ochoty na takie trudne książki. Może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z koreańską literaturą, więc czuję się nieco zaintrygowana tym tytułem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. spróbuje sie z nią zmierzyc :)

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!