154. "Ostatnia spowiedź" tom III - Nina Reichter

Tytuł: Ostatnia spowiedź tom III
Tytuł oryginału: --
Autor: Nina Reichter
Seria/cykl: Ostatnia spowiedź #3
Data premiery: 23 października 2014
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 376




Pewnego czerwcowego dnia 2013 roku swoje serce oddałam jednej książce. Nie była ona zbyt popularna, gubiła się w tłumie innych książek, ale powoli zaczynała wychylać się spośród wielu powieści. Stawiała drobne kroczki ku czytelnikom. Przyciągnęła mnie do siebie cudownym opisem i interesującym tytułem, a ponieważ uwielbiam historie miłosne, sięgnięcie po pierwszy tom Ostatniej spowiedzi było obowiązkiem. I tak z całą serią byłam przez ponad rok. Aż nadszedł koniec.

Zawsze trudno jest mi rozstawać się ze swoimi ulubionymi seriami. Morze łez wylałam przy zakończeniu Przeglądu Końca Świata i Diabelskich maszyn, bo z tymi trylogiami byłam bardzo mocno związana. Ostatnia spowiedź też do nich należy, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że ma wady i nie wszystkim przypadła ona do gustu.



Świat Ally i Bradina przypomina teraz bajkę. Po wszystkim, co wspólnie przeszli, zasługują na chwilę spokoju i odpoczynku. W końcu ich życie wygląda tak, jak powinno. Ale show-biznes uruchomił swoją wielką machinę i nie ma zamiaru spocząć. Violet LaRoch chce odzyskać to, co do niej należało. Z pomocą swoich przyjaciół zrobi wszystko, aby zniszczyć i zadeptać szczęście jej byłego.

Ci, którzy przeczytali obie części Ostatniej spowiedzi wiedzą, że życie Bradina i Ally wcale nie jest łatwe. Ciągle towarzyszy im zazdrość innych osób, kłopoty, spiski i kłamstwa, a oni pośród tych wszystkich negatywnych odczuć trzymają się razem. Tom III pod tym względem nie różni się od swoich poprzedników. Dwójka zakochanych znów napotyka problemy, ale tym razem są one naprawdę duże.
Ostatnia część to wielka bomba emocjonalna. O ile jeszcze niedawno za taką właśnie bombę uważałam pierwszy tom, tak teraz ten ważny tytuł „Największej Bomby Emocjonalnej Ostatniej spowiedzi” przejął trzeci. Z kłopotami Bradina i Ally spotykamy się już na samym początku, a później wcale nie jest lepiej. Jeśli mam określić klimat książki w kilku słowach, to przez cały czas był on słodko-gorzki. W porównaniu z pierwszą i drugą częścią, które – spójrzmy prawdzie w oczy – były słodkie i kolorowe pomimo tylu problemów, w tym dostajemy najwięcej gorzkich chwil, jesteśmy świadkami trudnych decyzji, smutnych momentów i łamania serc. Wiele razy pod wpływem emocji miałam ochotę chwycić bohatera za ramiona, potrząsnąć nim i powiedzieć „Co ty, do cholery, robisz?!”.
Rzadko zdarza mi się rzucać książką i płakać w połowie powieści, ale tym razem zaskakująco często tak właśnie robiłam (oczywiście książka lądowała tylko na łóżku). Miałam to szczęście, że w tym samym czasie te same rozdziały czytała moja kuzynka, więc razem mogłyśmy jęczeć, wkurzać się, ryczeć i snuć własne przypuszczenia. Jednak co dwa mole książkowe to nie jeden.
W tym tomie role bohaterów trochę się… zmieniają. Ally momentami dalej mnie denerwowała, ale zaskoczyła mnie swoim uporem i determinacją, co idealnie pokazała w jednym z najbardziej wzruszających momentów w powieści (a może najgorszym?). Bradin już nie był ideałem chłopaka. Tym razem mamy do czynienia z jego ciemniejszą stroną, w której dominowały zazdrość, wściekłość, podejmowanie złych decyzji tylko i wyłącznie pod wpływem negatywnych emocji i zawiść. Ta zmiana bardzo mnie zdziwiła i sprawiła, że zaczęłam patrzeć na Bradina z zupełnie innej strony. Trochę brakowało mi tamtego chłopaka z pierwszej części, który poznał Ally na lotnisku i jechał do niej z Niemiec aż do Francji. Z kolei Tom… Jego chyba najbardziej polubiłam w tej części. Taki Tom bardzo mi się podobał – opiekuńczy, wyrozumiały, przyjacielski i otwarty. Tamten zazdrosny, zgorzkniały starszy brat w ogóle mi nie pasował, z kolei ten nowy Tom sprawił, że bardzo go polubiłam. Zawsze kibicowałam Bradinowi, ale w tej części było mi obojętne, z którym bratem będzie Ally.
Zawsze podziwiać będę niesamowity styl pani Reichter. Wręcz marzę, aby pisać tak, jak ona! Uwielbiam tę lekkość tekstu, poetycką nutkę, przejrzystość, a jednocześnie prostotę i niesamowitą zdolność do malowania pięknych obrazków w głowie czytelników za pomocą słów. Dodatkowo idealnie pasuje do romantycznego, słodko-gorzkiego klimatu książki.
Na słowa uznania zasługuje również ścieżka dźwiękowa, jaką pani Nina postanowiła dodać do książki. To ona też w pewnym stopniu sprawiała, że niczym dzieciak wylewałam łzy i ciągle zmieniałam chusteczki. Wybór piosenek był po prostu idealny. Pasują nie tylko klimatem do danej sceny, ale także tekstem. Do tej pory, gdy włączam kilka piosenek z Ostatniej spowiedzi, przed oczami mam wszystkie te najważniejsze momenty, które a) sprawiają, że się uśmiecham, b) wspominam całą serię od początku, c) mam „świeczki” w oczach. Czytałam kilka książek, w których autorzy też dodawali muzykę do rozdziałów, ale zawsze dziwił mnie ich wybór, ponieważ one w ogóle nie pasowały, z kolei Ninie Reichter wyszło to naprawdę świetnie.
A koniec… Koniec totalnie mnie rozbił. Znajoma poradziła, aby przygotować na zakończenie i faktycznie – trzeba się przygotować. Po przeczytaniu ostatniej strony czułam okropną pustkę w duszy. Była ona wręcz przerażająca i nie mogłam jej znieść. Wraz z zamknięciem książki odeszli wszyscy bohaterowie, wszystkie te piękne i trudne chwile, wszystkie momenty wzruszenia i szczęścia, Bitter Grace, Ally, Bradin, Tom, intrygi, kłamstwa, show-biznes… Skończyło się coś, co powalało mi oderwać się od rzeczywistości przez półtora roku. Skończyła się jedna z najpiękniejszych historii miłosnych, jaką czytałam. A wszystko to wyrażone było w tej paskudnej pustce i tysiącach chusteczek higienicznych.

Ostatnia spowiedź nie przypadnie wszystkim do gustu. Właściwie z pewną ostrożnością poleciłabym Wam wszystkie trzy tomy. Wiele osób spodziewało się „ochów” i „achów”, a tak naprawę zawiodło się na tej serii, ale ja jestem w niej całkowicie zakochana. Jeśli zaczynacie przygodę z Ostatnią spowiedzią, radzę wyłączyć pozytywne nastawienie i popatrzeć na tę powieść sceptycznie. Ja tak zrobiłam i przepadłam w niej.
Tymczasem nadszedł moment na pożegnanie się z całą ekipą Ostatniej spowiedzi. Ta seria zajmuje ważne miejsce na mojej półce i nieprędko je opuści. Chociaż historia Ally, Bradina i Toma się skończyła, w moim czytelniczym sercu zawsze będzie żyła i przypominała, że jeśli chcę poznać odpowiedź na jakieś pytanie dotyczące miłości, powinnam zajrzeć właśnie do niej.
Dziękuję Ninie Reichter za tę serię. Dziękuję za wszystkich bohaterów, których pokochałam (i za tych, których nie lubiłam). Dziękuję za tyle definicji miłości, które w trzecim tomie łączą się i tworzą jedną.



9/10


Ostatnia spowiedź:
 tom I | tom II | tom III 







 

7 komentarzy do “154. "Ostatnia spowiedź" tom III - Nina Reichter ”

  1. Mam tę serię w planach od dawna, ale jeszcze nawet nie sięgnęłam po pierwszy tom. Muszę się za nim rozejrzeć w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam o tej serii i jestem jej ciekawa. Może się skuszę i przeczytam, chociaż w moich planach już jest długo...

    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham tę serię i jak ty - przepadłam w niej! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście, że przeczytam, ponieważ jest to jedna z niewielu ksiażek romantycznych, która była w stanie poruszyć moje zlodowaciałe serce :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj to zupełnie nie moja bajka ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem ciekawa czy ostatni tom odmieni moje spojrzenie na tę serię :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam pierwszą i drugą część i jestem zachwycona! Jedna z moich ukochaniutkich serii <33 Muszę mieć trzecią część! Ach, już wiem co chcę na urodzinki! :D

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!